środa, 9 lipca 2014

dwa tygodnie...


2 listopad 2012r. Wiadomość smsowa do Oli: "Na PsyGarnij jest strasznie wychodzony pies, pilnie potrzebuje tymczasu. Może my mu pomożemy?" Pamiętam ten dzień jak dzisiaj... 5 listopad 2012, godzina koło 23. Do mieszkania wchodzi wielki, wystraszony, wychudzony, tulący się do dziewczyny, która go znalazła, owczarek. Na imię dostała od Nich Helga, w skrócie Hela. I Helcią już została... 

Stan Jej- fatalny. Około 15 kg niedowagi, brak zębów i wielki guz, który wymagał jak najszybciej operacji. 
Na stół operacyjny trafiła na początku grudnia. Wyniszczenie organizmu, stan żył, doprowadziły do tego, że nawet nie można było wprowadzić Jej wenflonu.. (...) Miała wykonaną mastektomię (guz przyrośnięty do mięśnia) i sterylizację, podczas której okazało się, że ma dwa wielkie guzy na jajnikach. Po operacji na widok Agaty z radością wstała... i dostała krwotoku. Znowu na stół operacyjny, znowu walka o Jej życie.. CUDEM się udało. Przez tydzień nie mogłyśmy nawet Jej zobaczyć, żeby nie ryzykować. Czekałyśmy z utęsknieniem...
Wróciła. Wróciła do nas! 

Miała dojść do siebie po operacji i trafić do super domu z ogrodem - tak widzieli przyszłość Heli pracownicy fundacji pod opieką której była. A my zaczęłyśmy się zastanawiać czy będziemy w stanie Ją oddać. Już wtedy widać było jak do nas jest przywiązana, jak wlepia w nas swoje cudne oczy... 

Nadchodziły święta Bożego Narodzenia. Wiedziałyśmy, że jeżeli nie weźmiemy Jej ze sobą, nasze szanse adopcyjne zmaleją. Tylko jak? Jak przekonać do tego naszych rozwścieczonych rodziców i która z nas ma Ją wziąć? Wykonałam telefon do mamy i postawiłam sprawę jasno: "Albo przyjeżdżam na święta z psem albo zostaję w Warszawie". Rzuciła słuchawką. Po paru dniach zadzwoniła i powiedziała "Przyjedź z psem, tylko nie mów nic tacie".
Żeby przyjechać do domu, PsyGarnij pożyczyli nam samochód, a historia naszej wycieczki jest niesamowita...
I pomimo tego, że każdy nam odradzał, każdy mówił, że sobie nie poradzimy, bo to taki duży pies- bo nie damy rady Jej utrzymać na smyczy jak przytyje; bo będzie dużo jadł; bo będzie stwarzał problemy; bo macie wynajmowane mieszkanie i niech się tylko właściciele dowiedzą; bo jesteście studentkami, nie będziecie mieszkały zawsze razem i co wtedy z psem?! (...) pomimo tego, że nasi rodzice byli wściekli, w drodze powrotnej do Warszawy podjęłyśmy decyzję - HELA ZOSTAJE. Jest nasza! Skoro dałyśmy radę zabrać Ją na święta, damy radę ze wszystkim!  
I została... 
Hela była psem trzymanym w kojcu, szczeniaki za szczeniakami... Na spacerach zjadała swoje własne odchody, bo właśnie w taki sposób radziła sobie na ulicy. Nie umiała nawet przejść przez szklane drzwi, a na balkonie kręciła się jak w kojcu.  Cieszyłyśmy się z każdego najmniejszego sukcesu naszej Heli, z każdego kolejnego kilograma jej ciała, których przybierała na specjalnie dla Niej gotowanych kurczaczkach z ryżykiem/kaszką i marchewką. Tak oto Hela przeobraziła się w pięknego, dostojnego owczarka niemieckiego. Otoczyłyśmy ją miłością, której nigdy nie miała. Była z nami na każdych wakacjach, każdych wyjściach, każdych wypadach. Rozumiałyśmy się bez słów... 
Dzisiaj mijają dwa tygodnie od kiedy Jej nie ma, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć i się pozbierać. Brakuje mi Jej na każdym kroku. Była nieodłączną częścią mojego życia. Ten ból nigdy nie minie... Straciłam coś najcenniejszego co miałam.... a wszystko przez ludzi, którzy w taki, a nie inny sposób traktują zwierzęta... 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz